Koronawirus zdaje się być w dobrej formie. Codzienny przyrost zakażeń, zamiast zmniejszać się systematyczne, drastycznie rośnie, a mimo to jesteśmy przekonywani, że nic złego nam nie grozi. I ciężko się z tym spierać, bo faktycznie większość z nas tę chorobę przejdzie lub przeszło bezobjawowo. Nie zmienia to jednak faktu, że obecna procedury mocno odbijają się na sprawnym funkcjonowaniu placówek szkolnych.
Pierwsze szkoły zamknięte już od pierwszego września
Już od początku roku szkolnego 2020/2021 kilka placówek było zamkniętych. Oczywiście to tylko pojedyncze przypadki i nie należy opierać się na nich przy prognozowaniu, co dalej ze szkołami w całym kraju, nie da się jednak ukryć, że nie pozostawiły one po sobie pozytywnego wydźwięku. Szczególnie zaniepokojeni byli pracownicy szkół, którzy już od pierwszego września są przygotowani na wszelkie ewentualności, w tym do powrotu placówki do nauczania zdalnego. I trzeba przyznać, że taki scenariusz staje się coraz bardziej prawdopodobny, zwłaszcza jeśli spojrzymy na to, że zamkniętych placówek jest coraz więcej.
Wybór liceum – co brać pod uwagę?
Nauczanie hybrydowe i jedna klasa na kwarantannie
Oczywiście nauczanie zdalne to nie jedyny scenariusz, który przygotowały dla szkół władze. W przypadku pojawienie się koronawirusa na terenie placówki proponowane jest zastosowanie nauczania hybrydowego. Założenie jest bardzo proste: należy odizolować tylko tę część szkoły, która miała kontakt z zarażonym. To niestety rodzi pewne problemu nie do przeskoczenia. Głównym problemem jest oczywiście to, kto tak naprawdę jest zarażony i kto zaraził ucznia. Potencjalnych kanałów jest wiele, od rodziców, poprzez innych uczniów czy nauczycieli, kończąc na gościach imprezy okolicznościowej, na której ten uczeń był w ostatni weekend.
Absurdalne przepisy i coraz mocniej wyczuwalny strach
Nie ma niczego dziwnego w tym, że nauczyciele i dyrektorzy chcą chronić siebie i uczniów. Problemem jest jednak to, jaką strategię w walce z koronawirusem odejmują. Dezynfekcja rąk kilka razy dziennie czy siedzenie w maseczkach nie jest dla uczniów komfortowe, a może nawet prowadzić do pogorszenia ich zdrowia. Niepokoją się zwłaszcza rodzice i opiekunowie najmłodszych dzieci, którzy doskonale wiedzą, że nie koniecznie da się wytłumaczyć takiemu uczniowi, dlaczego trzeba myć tak często ręce i że nie można wymieniać się zabawkami na przerwach. Może się okazać, że to właśnie uczniowie, zmęczeni całym procederem, przyczynią się do rozprzestrzenienia się wirusa.
Ścisk w szkole i nieprzestrzeganie procedur
Nie da się ukryć, że w szkołach, zwłaszcza szkołach średnich, ciężko jest utrzymać dystans społeczny na wymaganym i zalecanym na początku poziomie. Nie da się też dezynfekować rąk co lekcję. Coraz więcej uczniów jest sfrustrowanych i mają wyraźnie dość tego, że nauczyciele i inni pracownicy przerzucają sporą część odpowiedzialności na nich. Już teraz można zaobserwować młodzież, która w ogóle nie stosuje się do zaleceń dyrektora czy sanepidu, nie nosi maseczek na korytarzach, czy notorycznie opuszcza teren szkoły i nie dezynfekuje rąk po powrocie. Niestety, ale może się to przyczynić do wzrostu zakażeń i ilości zamkniętych szkół.